piątek, 27 marca 2015

Bruno Jasieński

                            Miłość na aucie

Było złote, letnie rano w szumie kolnych heksametrów.
Auto szło po równej szosie, zostawiając w tyle kurz.
Zbity licznik pokazywał 160 kilometrów.
Koło nas leciały pola rozpluskanych, żółtych zbóż.

Koło nas leciały lasy, i zagaja, i mokradła,
Jakaś łąka, jakaś rzeka, jakaś w drzewach skryta wieś.
Ja objąłem Panią ręką, żeby Pani nie wypadła.
Wicher zdarł mi czapkę z głowy i po polach poniósł gdzieś.

Pani śmiała się radośnie błyskawicznym tremolando,
Obryzgany pani śmiechem śmiał się złoty, letni dzień
I w dyskretnym cieniu ronda z żytnich kłosów ogiriandą
Nasze usta się spotkały jeszcze pełne świeżych drgnień...

Może pani chciała krzyczeć? Świat oszalał jak od wina...
Wiatr gwałtowny bił w policzki, wiatr zapierał w piersiach dech.
Auto szło wariackim tempem 160 wiorst godzina.
Koło nas leciały pola, kępy drzew i czuby strzech.

środa, 25 marca 2015

I tylko sekunda
Lecz sekunda wiecznością
I tylko dzień
Lecz dzień się nie kończy
I tylko spojrzenie
Lecz spojrzenie nie nadchodzi
I tylko ty
I tylko ja

Pierwszy raz od bardzo dawna napisałam wiersz. Wyszłam na balkon, poczułam ciepły powiew wiatru. Szum ulic prawie całkowicie zagłuszył Mozarta i tylko pojedynczym nutkom udało się przebić przez ryk silników. Jak zawsze, gdy nie ma go obok, tęskniłam za Nim. Słowa same napłynęły mi do myśli, domagając się przelania na papier. Zapisałam je więc. Natchnienie wymaga. Musiałam go posłuchać. Chciałam go posłuchać.