czwartek, 30 kwietnia 2015

- Bo ona nic, tylko on.
- A on nic, tylko może do Legii Cudzoziemskiej?
- Kochasz mnie?
- Jak chorobę.
- A mnie nie pytasz.
- Bo mam chrypkę.
- A co o piszesz?
- Testament.
- A co czytasz?
- Poradnik dla morderców.
- A ona nic, tylko on.
- A on nic, tylko S.O.S.

Po prostu to kocham! Jest jeszcze jedna wersja, której niestety na razie nie znalazłam, ale jeszcze popróbuję i może mi się uda.

poniedziałek, 27 kwietnia 2015

Wiosenna pogoda sprzyja spacerom po naszej pięknej Warszawie, a promienie słońca przenikające przez świeże zielone liście nadają ulicom niemal szmaragdowej gracji. Ale najpiękniej w słońcu prezentują się bogato zdobione fronty przedwojennych kamienic, które wyrzeźbione zostały w czasach, gdy pojęciem piękna nie była geometryczna prostota. Podczas jednego ze spacerów ulicą Hożą naszą uwagę zwróciła kamienica spod numeru 27. Kamienica pomimo, że stoi w pobliżu gwarnej Marszałkowskiej jest prawdziwą oazą spokoju i ciszy. Wystarczy zagłębić się w jej chłodne podwórze, by poczuć niosący ukojenie dotyk tych starych murów skutecznie chroniących od pośpiechu stołecznych ulic. Kamienica została wybudowana w latach 1898- 1900 prawdopodobnie według projektu Karola Kozłowskiego (odpowiedzialnego między innymi za projekty Filharmonii Warszawskiej i kamienic przy ulicy Nowogrodzkiej) dla Jochweta Teubenhausa. Kamienica łączy w sobie elementy neogotyku i eklektyzmu. Kamienica jako obecnie jedna z nielicznych w Warszawie posiada narożną miedzianą kopułę z hełmem. Przed wojną takie kopuły nie były rzadkością, lecz wskutek działań wojennych i powojennej dewastacji do dzisiejszych czasów przetrwało ich niewiele, a dzisiejsza doktryna rekonstruktorska, według której im mniej odtwarzanych jest przedwojennych elementów zdobień tym lepiej nie napawa optymizmem. Dlatego tym cenniejsze są tego typu elementy architektury. W bogato zdobionym przejeździe bramnym zachowała się przedwojenna kostka, a w podwórzu stoi kapliczka, która powstała tam prawdopodobnie w czasach okupacji, gdy ludzie odnajdywali nadzieje w wierze i mogli wspólnie radzić sobie z rzeczywistością tamtych okrutnych czasów. Warszawskie kapliczki podwórkowe to ewenement na skalę Polską, a nawet i Europejską. Kamienica nie dawno przeszła remont i w związku z tym elewacja frontowa, podwórze jak i klatki są utrzymane w znakomitym stanie. Po wejściu na jedną z nich zwraca uwagę pięknie rzeźbiony piec kaflowy. Klatkę schodową zdobią niezwykle piękne drewniane drzwi oprawione bogatym, rzeźbionym detalem. W ścianie na każdej kondygnacji wyrzeźbiona jest biała nisza, która aż nasuwa pytania nie czy, a jakie piękne rzeźby niegdyś w niej stały. Kamienica przy Hożej 27 jest jedną z najlepiej zachowanych warszawskich kamienic z przełomu XIX i XX wieku, co czyni ją skarbem, o który trzeba szczególnie dbać. 





niedziela, 26 kwietnia 2015

Niedawno natrafiłam w Internecie na ciekawą infografikę, przedstawiającą listę największych miast II RP. Oto ona:

poniedziałek, 20 kwietnia 2015

Choć tegoroczna wiosna jak dotąd pokazuje nam niezdecydowaną stronę swej natury, a jej piękno możemy jak dotąd podziwiać jedynie na zdjęciach z widokówek to daje nam to niepowtarzalną okazję, by dostrzec na nich jeszcze inne piękno: piękno, które nie powstało tworzone mocą przyrody, a fantazją ludzkiego umysłu i finezją ludzkiej ręki. Piękno, które dziś może wydawać się nam- ludziom XXI wieku nieco abstrakcyjne, niemieszczące się już w kanonach dzisiejszego, neo- modernistycznego pojęcia estetyki, ale które kilka dekad temu pozwalało naszym dziadkom cieszyć się tym pięknem codziennie i które kojarzyło im się z jednym z najpiękniejszych słów- domem.
Od dziś w miarę regularnie na naszym blogu będą publikowane zdjęcia i krótkie, a może czasem i dłuższe opisy warszawskich kamienic, które zdołały oprzeć się wojennemu barbarzyństwu i które nadal dumnie stoją na warszawskich ulicach niczym symbole, które nie pozwalają zapomnieć o świetności tego miasta i dumie jego mieszkańców i które cieszą oko każdego, dla kogo pojęcie piękna nie jest tylko terminem w słowniku.
Na pierwszy ogień idzie kamienica, która stoi na ulicy Mokotowskiej pod numerem 61 przy zbiegu z ulicą Wilczą. Ten potężny, wczesnomodernistyczny budynek został zbudowany dla Wiktora Bychowskiego prawdopodobnie według projektu Mariana Kontkiewicza w latach 1910- 1912. Kamienica jest narożna, a jej narożnik przed wojną zwieńczony był wysoką kopułą, której podczas powojennych remontów niestety nie odbudowano. Na ostatniej kondygnacji uwagę zwracają efektowne loggie, które ciągną się wzdłuż kondygnacji. Elewacja jest na dzień dzisiejszy mocno przybrudzona, ale urozmaicona wykuszami zawieszonymi powyżej parteru. Nie zachowały się dębowe drzwi prowadzące do bramy, ale sama brama, podwórze i wnętrza zostały niedawno wyremontowane i znów można je podziwiać w pełnym blasku. Odrestaurowano bogate stiukowe dekoracje. Można odnaleźć w nich motywy liści kasztanowca i winorośli. Robią wrażenie szerokie, marmurowe stopnie schodów, które pobudzają wyobraźnię, która nasuwa obrazy bogatych mieszkańców tego domu zmierzających w eleganckich strojach na sobotni dansing do Adrii. Kamienica była komfortowa. Architekt zapewnił lokatorom wiele nowoczesnych rozwiązań: dom ogrzewany był centralnie, posiadał gazowe kuchnie oraz  fornirowaną mahoniem windę. Codziennie rano chodnik przed kamienicą był spłukiwany wodą przez dozorcę. W kamienicy oprócz luksusowych mieszkań i wielu sklepów mieściło się Państwowe Gimnazjum Żeńskie im. Narcyzy Żmichowskiej, które działało w latach 1919- 1939 i dotowane było przez  Ministerstwo Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego. We wrześniu 1939 kamienica została częściowo uszkodzona przez bomby i pożar, który wybuchł w wyniku eksplozji. W czasie powstania tuż obok niej ulokowana została powstańcza barykada. Po wojnie kamienica została wyremontowana, odbudowane zostały najwyższe kondygnacje, ale wskutek intensywnego użytkowania i braku remontów popadała w coraz większe zaniedbanie. Dopiero ostatnie lata i remonty w ciągu nich prowadzone dały nadzieję, na przywrócenie kamienicy jej dawnej świetności. Załączone zdjęcia przynajmniej w drobnym stopniu obrazują klimat i czasy świetności tej pięknej, wielkomiejskiej kamienicy. Rosnące na podwórzu drzewo obsypało się pięknymi kwiatami, a ich zapach pozwala dać się porwać marzeniom i daje nadzieję, że te piękne czasy przyjdą razem z wiosną...







środa, 8 kwietnia 2015

Co prawda do jesieni jeszcze daleko, ale…

              Nokturn

              Gorzko pachną samotną jesienią
              te wieczory bez Ciebie umarłe,
              kiedy marzę zaplątany w jesień,
              kiedy serce mnie dławi pod gardłem.

              Kiedy liście żółtawym odblaskiem
              spełzną na dół ściśnięte pięście,
              w mgłach daleko zagubiona radość,
              w mgłach daleko zagubione szczęście.

              Potem noce mnie ciszą umęczą,
              myśli spali błyskawicą drżenie,
              potem serce mi wydrze przymarłe
              jesień w wieczór spłakany wspomnieniem.

Wiersz ten powstał 6 października 1938 r. i według planów poety miał nigdy nie być publikowany. Jest to jeden z utworów napisanych przez K. K. Baczyńskiego dla Zuzanny Chuweń. Poeta poznał Zuzę na wakacjach w Jugosławii. Po powrocie do kraju przesłał jej dwa tomiki wierszy. W liściku dołączonym do pierwszego pojawiają się słowa: „Ty jedna na całym świecie zrozumiesz te wiersze najlepiej, bo jesteś moim natchnieniem”, natomiast w drugim: „Wszystkie są Twoje, bo pisane w smutku, który urodził się w naszym rozstaniu, żyje i rośnie…”. Gdy czytałam biografie Baczyńskiego, jego utwory i komentarze do nich, a potem spojrzałam na zdjęcie umieszczone na okładce jednego ze zbiorów jego wierszy, pomyślałam: „Za bardzo czułeś”. I tak mnie teraz ciekawi: czy można czuć za bardzo?

wtorek, 7 kwietnia 2015

"Świat wtedy był różowy
Świat miał 16 lat
Jak wino bił do głowy
I pachniał tak jak kwiat
Świat wtedy był szalony
I pędził tak wzdłuż szos
Jak ośmiocylindrowy twój wóz, a w nim mój los"

Niepowtarzalny klimat... Zawsze, gdy słucham tej piosenki, czuję się tak, jakbym przenosiła się w czasie. Gdyby tak można było cofnąć się kilkadziesiąt lat... Póki jednak ktoś nie wynajdzie wehikułu czasu (co - mimo wszystko - mam nadzieję, nigdy się nie stanie), wyobraźnia musi wystarczyć. Także, panie i panowie dajmy się przenieść muzyce. Pozwólmy panu Foggowi zabrać nas w przeszłość.

piątek, 3 kwietnia 2015

Już niedługo Wielkanoc, a tymczasem na naszym blogu kilka pocztówek z czasów dwudziestolecia międzywojennego. :)