środa, 30 września 2015

Nasze polskie Pendolino.
Luxtorpeda w 1936 r. ustanowiła nie pobity do dziś rekord na trasie Kraków-Zakopane. Jeśli się nie mylę, wynosi on 2 godz. 18 min. Te spalinowe wagony miały zaledwie 22,5 m długości i osiągały zawrotną jak na tamte czasy prędkość 115 km/h. Podróż nimi nie była tania, ponieważ dysponowały tylko pierwszą klasą, a mieściły jedynie 60 osób. Pierwszy wagon wypożyczono z Austrii od firmy Austro-Daimler. Spodobał się na tyle, że Polacy zdobyli licencję na jego produkcję i już w 1936 r. Fabryka Lokomotyw „Fablok” wypuściła pięć wagonów pasażerskich, które znacząco ulepszyła. Część wagonów została zbombardowana przez Niemców w czasie wojny, resztę w latach 50. przeznaczono na złom. I tak niestety do naszych czasów przetrwały one tylko na fotografiach.
 


 

czwartek, 24 września 2015

Kamienica Jasieńczyka- Jabłońskiego przy Mokotowskiej 12 jest jego autorskim projektem, a wybudowana została w roku 1910. W tamtym okresie był to najwyższy dom mieszkalny w Warszawie. Liczył sobie 8 pięter i 38 metrów wysokości. Była to wysokość maksymalna, gdyż w tamtych czasach na taką wysokość dochodziło ciśnienie wody. Konstrukcja domu była niezwykle nowoczesna. Był on w pełni zelektryfikowany, posiadał nowoczesne windy i w pełni funkcjonalne pomieszczenia. Na ostatnim piętrze pod przeszklonym dachem mieściło się swego rodzaju SPA z solariami, gabinetami kąpieli słonecznych i elektrycznych, inhalatoriami, salami do zabiegów ortopedycznych. Wszyscy goście mogli relaksować się w akompaniamencie muzyki granej na elektrycznych organach.

Tuż po zakończeniu I wojny kamienicę kupił William Beauchamp, późniejszy biskup Metodystów w Polsce. Na jego polecenie kamienicę przebudowano, dobudowano kaplicę i przekazano towarzystwu Nauka i Oświata. Ostatnie piętro zajmowało Atelier Filmowe Sfinks należące do Aleksandra Hertza, gdzie kręciła filmy min. Pola Negri. Kamienica była także miejscem siedzib sklepu radiotechnicznego Jana Wyczółkowskiego, drukarni i księgarni Southern Trade, kwiaciarni oraz cukierni Władysława Łowysz- Kuleszy. Wojnę kamienica przetrwała bez zniszczeń natomiast podczas powojennych remontów zdewastowano bogato zdobioną fasadę, uproszczając ją z polecenia komunistów. W takim stanie kamienica trwała do niedawna. Jednak w ostatnim czasie przeprowadzono dość gruntowny remont dzięki któremu elewacja kamienicy znów lśni bielą, choć niestety nie przywrócono wszystkich przedwojennych elementów zdobień min. noegotyckiego łuku znajdującego się na szczycie kamienicy.

Kamienica Jasieńczyka- Jabłońskiego stoi w samym sercu warszawskiego Śródmieścia Południowego tuż przy Placu Zbawiciela. Miejsce to emanuje niezwykłym klimatem przedwojennej Warszawy. Spacerując po tej okolicy czuć prawdziwą energię miasta. Przejeżdżające przez plac tramwaje swym charakterystycznym łoskotem i brzękiem dzwonków, który odbija się echem od ścian kamienic tworzą niesamowity klimat i sprawiają, że można poczuć się jakby wrzesień 39' roku miał dopiero nadejść. Warto zadbać, by ten klimat nigdy nie został zaniedbany poprzez zapomnienie i dbać o niego tak jak dbali o swych gości pracownicy zakładu odnowy biologicznej mieszczącego się w kamienicy przy Mokotowskiej 12.
Elektryczne organy jeszcze raz zagrały swą melodię, która zlała się w akompaniament łoskotu tramwajów i gwaru rozmów dobiegających z licznych restauracji przy Placu Zbawiciela, który bez zbędnych "ozdób" odzyskał swą piękną twarz.
Warszawa ma się dobrze.









wtorek, 22 września 2015

Kolejna reklama związana z lekturą. Ta nadgorliwość kobiet w czytaniu... ;)

piątek, 18 września 2015

środa, 16 września 2015

Zamknięte powieki Warszawy, która nie śpi,
Płynie w marzeniach miasto i niczym w pieśni,
Wspomnienia wracają z wtórnością refrenu,
I chcą pędzić w miasto, wciąż dalej- ku niemu,
Wśród gwaru ulic stoją stare mury,
I lśnią blaskiem słońca nawet w dzień ponury,
Światło poezji w nich tkwi- wcale nie blade!
Gdyż dostrzec je można patrząc w zdobna fasadę,
Wbić wzrok można mocno w bogactwo wykuszy,
Liściaste motywy niczym w leśnej głuszy
Pną się wciąż wyżej pomiędzy piętrami,
I stroją kamienicę niczym damę szatami,
I stoi tak strojna lśniąc się w słońcu bielą,
Czekając cierpliwie aż ją powielą,
"Czyż każdy budynek w swej z betonu tuszy,
Nie chciałby mieć jak ja zdobnych wykuszy?
I wokół okien rzeźbionych detali,
By się nimi wszyscy mogli zachwycać z oddali?"
Tak Warszawę po cichu kamienica pyta,
Być może to tajemnica nie odkryta,
Lecz Stolica historią nauczona uderza w gwarę,
Wszystko, co piękne dziś- jest tylko stare.

Architektura przedwojennej Warszawy, a przede wszystkim kamienic z przełomu wieków kryje w sobie tyle piękna, że można posądzić jej architektów o to, że byli poetami.
Poetami, którzy od swoich literackich kolegów po fachu swe emocje zamiast na kartkę przelewali na fasady kamienic tworząc z nich dzieła sztuki. 

Kamienica przy Hożej 41 jest wybitnym przykładem, że poezja może zostać zaklęta także na murach. Dom został zbudowany w 1911 roku według projektu architektów Heppen/ Czerwiński dla Janiny Macierakowskiej. Reprezentuje styl wczesnomodernistyczny, lecz z bardzo silną reprezentacją elementów secesyjnych takich jak wykroje niektórych okien, obłe wykusze w elewacjach i roślinna dekoracja imitująca liście dębu. Właśnie te dekoracje ubogacają tę 6 piętrową kamienicę stanowiąc jej największy atut. Spoglądając na dekoracje fasady i jej żywe motywy możemy odczytać w nich historię zapisaną emocjami architektów. Cała dekoracja poprzez bogactwo elementów zdaję się żyć, a jej różnokształtne formy zdają się imitować strofy wiersza, który zamiast na kartce spoczął na ścianie kamienicy. Ten dom żyje i opowiada barwną historię, która zdecydowanie bardziej porywa odbiorcę, niż proste w swej formie wiersze białe współczesnych budynków.








piątek, 11 września 2015

Słysząc słowo "cywilizacja", najczęściej kojarzymy je z otaczającymi nas dobrami materialnymi i dostępnością usług na nich opartych. Jest to po części prawdą, ale jest to tylko stan materialny jaki mógł zostać osiągnięty dzięki mozolnej pracy wielu pokoleń, ciągłości prób i doświadczeń, które przekazywane następcom dawały poprzez nagromadzenie wyników tych prób pożądane efekty. Następnie te efekty były udoskonalane w tym kierunku, by każda kolejna ich odsłona służyła jeszcze wydatniej ludziom i ułatwiała im ich życie. Jednak najważniejszą cechą cywilizacji jest sam człowiek, który kreując ją, sam podlega tej kreacji. Domeną człowieka cywilizowanego jest brak podatności na wszelkie prymitywizmy, które wynikają z jego nieprzystosowania życiowego, a najczęściej z patologicznego wręcz dążenia do prostoty i banalności form w każdym aspekcie życia. Cywilizacja, która wykreowała człowieka wymaga od niego ciągłej dążności do ulepszania, ale także wzbogacania estetyki jego życia i tworzenia takich form, które nie tylko ciało, ale także duszę cieszyć będą. Tak więc człowiek wykreowany przez cywilizację pracę nad jej ulepszaniem zaczyna przede wszystkim od siebie- pielęgnowaniu własnej kultury osobistej, estetyki ubioru i doborem właściwych form kulturalnych. Taki ukształtowany człowiek może następnie zabrać się za tworzenie form materialnych, które są ucieleśnieniem cywilizacji wewnątrz ludzkiej i które w założeniu mają służyć wygodzie życia doczesnego. W dzisiejszych czasach, gdy cywilizacja wewnątrz ludzka jest poważnie zachwiana stało się to odczuwalne również w sferze materialnej, która chociażby w kwestii architektury zalewa nas coraz to nowymi koszmarkami ze stali i szkła, które nie mają w sobie ani krzty tego, co miało budownictwo okresu belle epoque i nawet w najmniejszym stopniu nie próbuje tego nadgonić. Pełni obaw, co przyniesie przyszłość przedstawiamy Państwu kolejną kamienicę, która doskonale pamiętając piękną epokę po dziś dzień przypomina nam jak powinna wyglądać "cywilizacja ludzka".

Kamienica Adama Jaszczołta uświetniająca pod numerem 10 piękną ulicę Śniadeckich została wybudowana w roku 1911 przez legendarną już warszawską parę architektów Heppen/ Czerwiński, których nazwiska zostały wyryte na elewacji. Adam Jaszczołt był rzemieślnikiem i znanym wówczas producentem mebli. W roku 1900 kupił pomieszczenia warsztatowe przy ówczesnej ulicy Kaliksta użytkowane przez firmę Martens i Daab, która przeniosła się do przestronniejszego zakładu przy Czerniakowskiej. Jaszczołt dobrał sobie na pracowników najlepszych stolarzy artystów w Warszawie, co zapewniło mu doskonałe wyniki sprzedaży, dzięki którym w 1911 roku mógł postawić ogromną, pięciopiętrową kamienicę łączącą w sobie elementy wczesnego modernizmu i secesji. Kamienica przetrwała wojnę w dobrym stanie, W latach PRL-u popadła w zaniedbanie jak większość przedwojennych budynków, jednak kilka lat temu przeszła gruntowny remont i dziś znów możemy podziwiać ją w pełnej krasie. Kamienica jest zdecydowanie jedną najpiękniejszych i najlepiej zachowanych w Warszawie i śmiało można powiedzieć, że i w Polsce. Gdy tylko przekroczymy wrota bramy naszym oczom ukazują się wnętrza wręcz pałacowe. W głównym holu na zdobionym suficie wiszą eleganckie żyrandole. Klatki schodowe wypełnione są sufitową sztukaterią, z którą doskonale współgrają dobrane lampy. Eleganckie drewniane drzwi dopełniają obrazu wraz z wysmakowaną kutą balustradą. W podwórzu znajduje się mały ogród z wodotryskami, który pozwala zrelaksować się i choć na chwilę zapomnieć o troskach dnia codziennego. Niestety wszechobecna ochrona utrudnia skuteczne zapoznanie się z urokami kamienicy, ale warto zajrzeć do niej choć na chwilę, by poczuć ducha pięknej epoki, który unosi się nad tym miejscem i daje uczucie spełnienia jakiego nigdy nie doznamy w betonowym szkle.














wtorek, 8 września 2015

Czasem warto zaciemnić ekran komputera i wyjść na spotkanie z przygodą, która może dać tyle wrażeń ile nie da nawet najciekawszy film. Wszystkie obrazy, które przesuwają się przed oczami nawet podczas najzwyczajniejszego spaceru stają się jedyne i niepowtarzalne, a wspominać je będzie można jedynie w pamięci, co nada im głębszych barw niż opcja przewijania obrazu filmowego. Warto przejść się niezależnie od pogody w jakieś miejsce, w którym drzemie historia i które przy odrobinie wyobraźni może zadziałać lepiej niż nawet najlepszy- futurystyczny wehikuł czasu.
W ulicy Noakowskiego drzemie prawdziwa energia minionych lat, która uwalnia się zawsze, gdy poderwiemy wzrok znak poziomu drogi, przy której gęsto parkują samochody i spojrzymy prosto na gęstą linię kamienic i gmachów Politechniki, które stoją wytrwale od ponad stu lat i strzegą ulicy przed niesprawiedliwością świata. Szczególnie pięknie ulica prezentuje się w jesienny wieczór, gdy na brązowiejące liście zapada ciepły zmrok i otula monumentalne gmachy w swych objęciach.
Maszerując powolnym krokiem możemy wdychać w płuca atmosferę historii unoszącą się nad dachami i oczami wyobraźni dojrzeć pierwszych studentów Politechniki śpieszących przed stu laty na zajęcia i przeniknąć te stare stare mury, gdzie powstawały pierwsze w wolnej Polsce organizacje studenckie walczące o siłę tego kraju. Patrząc przed siebie widzimy długa, równą linię zabudowy, która tak wiele zachowała w sobie wspomnień i tak mocno nimi emanuje, że mamy wrażenie, że cofnęliśmy się najwcześniej do lat 30- tych...

Ulica Noakowskiego początkowo była przedłużeniem ulicy Polnej biegnącej od roku 1770 wzdłuż wału miejskiego (Okopów Lubomirskiego). Obsadzona szpalerem drzew droga była jednym z elementów Osi Stanisławowskiej realizowanej od 1768 przez Augusta Moszyńskiego. 
Od 1778 do drogi sięgał ogród pałacu Koszyki. Zieleń zasadzona przy ulicy zanikła, gdy przed rokiem 1850 zaczęto w pobliżu ulicy wydobywać glinę co czyniono jeszcze do roku 1879. Później obszerna nieruchomość znajdująca się w ciągu obecnej ulicy należała do hr, Stanisława Potockiego, a następnie do Leona Krupieckiego. Spadkobiercy tego ostatniego przeprowadzili parcelację gruntu w związku z czym powstało 11 działek z czego 7 od strony obecnej ulicy Noakowskiego. Po kilku próbach uporządkowania i wyrównywania gruntów w 1896 przeprowadzono tu II wystawę higieniczną, a w pobliżu Polnej powstała drewniana hala gimnastyczna oraz boisko. W latach 1898- 1901 wzniesiono kompleks gmachów Politechniki według projektu Stefana Szyllera i Bronisława Brochwicz- Rogóyskiego. Od struny ulicy (ówczesnej Polnej) stanęło boczne skrzydło Gmachu Głównego oraz Gmach Chemii (trójkondygnacyjny, eklektycznie dekorowany m.in. kolumnami przyściennymi, rustyką parteru i boniowaniem ścian pięter). W 1905 dokonano kolejnej parcelacji po parzystej stronie dzisiejszej ulicy Noakowskiego. Od tego roku sukcesywnie na tych działkach zaczęto wznosić ogromne, monumentalne kamienice czynszowe, które oprócz wysokiego frontu posiadały także wiele oficyn zlokalizowanych w dwóch, a czasem nawet trzech podwórzach- studniach z rzędu. Przykładem takiego budownictwa jest kamienica Oppenheimów pod numerem 10 ukończona przed rokiem 1914, o której pisaliśmy już na blogu: 
http://w-kamienicy.blogspot.com/2015/07/czy-kazdy-lubi-wycieczki-pewnie.html .

W latach 1914- 1916 powstał gmach gimnazjum im. Stanisława Staszica zwieńczony attyką w stylu polskiego renesansu. W 1922 wzniesiono Gmach Kreślarni należący do zespołu Politechniki. Neoklasycystyczny gmach zaprojektował Tadeusz Zieliński.
W latach 1929- 1930 zabudowano jedną z dwóch działek kamienicą Grosglicków- Groniowskich (obecnie numer 20). W 1938 roku odcinek między pl. Politechniki, a Koszykową zmienił swą nazwę z Polnej na Stanisława Noakowskiego na cześć pamięci malarza i profesora architektury Politechniki.

Wojna nie przyniosła ulicy wielu zniszczeń, mimo podpalenia jej wraz z terenem Politechniki przez Niemców. Największe zniszczenia odniosły numery 2, 22 i 24, które po strawieniu pożarami zostały rozebrane już po wojnie. Podobny los spotkał kamienicę spod numeru 26, mimo że przetrwała wojnę nienaruszona. Przez cały okres powstania cała parzysta strona ulicy została utrzymana przez Powstańców i nie dostała się w ręce niemieckie. Po wojnie wszystkie kamienice zostały odremontowane, lecz jak to czynili komunistyczni "rekonstruktorzy" większość zdobień fasad kamienic została usunięta. 

Obecnie kamienice są sukcesywne remontowane, a cała ulica odzyskuje swój dawny blask. Ta część Śródmieścia Południowego jest najlepiej zachowaną przedwojenną częścią warszawskiego centrum, w której jeszcze żywy jest puls przedwojennego miasta. Powinnością naszego pokolenia powinno być włożenie wszelkich wysiłków, by ten puls nigdy nie został przerwany.