Odnośnie ostatniego wpisu.:)
czwartek, 30 lipca 2015
wtorek, 28 lipca 2015
Kolejka górska,
diabelskie młyny, wieża spadochronowa, gabinety krzywych luster, beczki śmiechu,
zjeżdżalnia, strzelnica… Czego by tam nie było? Każdy mógł znaleźć coś dla
siebie! Luna Park „100 pociech” oferował mnóstwo atrakcji. Został utworzony w
Parku Praskim w 1930 r. i działał do czasów wojny. Oprócz atrakcji typowych dla
wesołego miasteczka znajdowały się tam letnie ogródki i teatrzyki, a w
powietrzu rozchodziły się dźwięki melodii przygrywanych przez kapele i
orkiestry. Czyż nie byłoby pięknie, gdyby "100 pociech" powróciło do Parku Praskiego?
Największą
atrakcją była kolejka górska. Najpierw powoli, powoli wspinała się pod górę, a
potem sium i już wagonik pędził w dół. Kolejka była oświetlona, więc nawet po
zmroku można było się na niej bawić. Inną atrakcją była wieża spadochronowa o
wysokości 28 metrów, skoki odbywały się z 20. Wieża przetrwała aż do 1975 r. –
w tym roku została pocięta i przeznaczona na złom. Został po niej tylko
trójkątny fundament, który można zobaczyć w parku od strony Wybrzeża Helskiego.
poniedziałek, 27 lipca 2015
Dawni podróżnicy przepływając bezkresne oceany, walcząc ze sztormami i przeciwstawiając się wszelkim przeciwnościom po wielu miesiącach, czy latach dobijali w końcu do brzegu nieznanego lądu. Nie wiedzieli, co czeka ich za gęstwiną zarośli okalających plażę, ale nawet największe wątpliwości nie były w stanie powstrzymać ich żądzy odkrywania. Dziś już nie ma nieodkrytych lądów, na których można doznać kulturowego szoku stykając się z tubylcami. Obecnie prawie wszystko jest ujednolicane, przez co staje się nudne i płytkie. Ale na szczęście "prawie", gdyż są jeszcze takie miejsca, które zachowały w jakimś stopniu swą dozę odmienności i to "coś", co sprawia, że odwiedzając je mamy wrażenie, że przenieśliśmy się do innego świata. Takie miejsce jest również w Warszawie. Wystarczy tylko przeprawić się przez Wisłę, stanąć na piaszczystej plaży i przejść przez gąszcz brzegowych zarośli. Nie potrzeba wehikułu czasu, by poczuć się jak dawny odkrywca. Trzeba tylko przeprawić się (nawet i mostem) ze strony warszawskiej na stronę praską. Na moment zostawiamy za sobą ruchliwe Śródmieście i przenosimy się do dzielnicy, która jak żadna inna zachowała w sobie wiele z przedwojennego miasta, ma swój własny koloryt, folklor i szyk.
Praga Północ. Jeszcze z lewego brzegu Wisły naszą uwagę zwracają dwie strzeliste wieże katedry św. Floriana. Są to najwyższe, ale nie jedyne z kilku praskich wież. Dziś zajmiemy się kamienicą, która również wzbogaca panoramę Pragi swą narożną wieżą, która jest niezwykle charakterystyczna nie tylko wśród praskich, ale również warszawskich kamienic, a sam dom stoi przy jednej z najbardziej charakterystycznych ulic prawej strony miasta.
Kamienica stojąca przy Ząbkowskiej 2 powstała w latach 1913- 1914. Została zaprojektowana przez nieznanego dziś architekta dla panów Szeina i Tychońskiego w stylu wczesnomodernitycznym. Kamienica jest czteropiętrowa z poddaszem i wewnętrznym podwórzem otoczonym oficynami. Na parterze znajdują się duże witryny sklepowe, które miały zachęcać przechodniów do odwiedzenia sklepów. Ciekawostką jest, że takie witryny ze sklepami umieszczono również od podwórza, dzięki czemu przestrzeń ta stała się kameralnym publicznym placem. Fasada jak zostało wspomniane wyżej jest wczesnomodernistyczna, przez co nie posiada bogatych zdobień, ale mimo to jest urządzona z gustowną elegancją. Patrząc na kamienicę nie sposób przeoczyć jej największego symbolu: wieżyczki zwieńczonej hełmem ze strzelistą iglicą. W słoneczny dzień hełm wieżyczki mieni się w promieniach błyszcząc przechodniom w oczy, a ostra iglica wydaje się ciąć obłoki nie pozwalając im zasłonić słońca. Kamienica w 2002 roku przeszła gruntowny remont, dzięki któremu możemy do dziś oglądać ją w pełnej krasie tak jak czynili to dawni mieszkańcy Pragi śpieszący codziennie po zakupy na pobliski bazar Różyckiego. Gdyby wspiąć się na wieżyczkę można by ujrzeć dachy Praskich kamienic, a gdzieś ponad nimi może przebiły by się wieże kościołów na starówce. Gdyby nauczyć się spoglądać na świat z odpowiedniej perspektywy można by było powiedzieć, że czas niekiedy staje w miejscu, a my możemy trwać w nim tak długo jak tego chcemy.
sobota, 25 lipca 2015
„Rzuć bracie blage i chodź na Pragę”, zachęcają słowa znanej piosenki. Takiemu zaproszeniu się nie odmawia! Zaopatrzeni w aparat i my poszliśmy na Pragę. Efektem jest między innymi post o kolejnej kamienicy, który już wkrótce się pojawi. :)
Co do samej piosenki, „Chodź na Pragę” to przebój z rewii „Uśmiech Warszawy” wystawionej w 1930 r. w Morskim Oku, w której trójkę łobuzów zagrali: Janina Sokołowska, Stanisława Nowicka i Władysław Walter.
Warszawski humor, scenki obyczajowe... jak tu nie lubić tej piosenki? Słowa napisał Tadeusz Stach, a muzykę skomponował Artur Gold. Wymieniony w refrenie Luna Park „100 pociech” powstał na terenie Parku Praskiego w 1930 r., ale o nim oddzielny wpis w następnym tygodniu. :)
U nas na Pradze są rozrywki kurtularne,
Ale najlepszy w Parku Praskim – lunapark
U nasz się tańczy tylko tanga popularne
Z dziewczyną, co ma czerwień buraczkowych warg.
Ref: Rzuć bracie blage i chodź na Prage
Weź grube lage, melonik tyż
Zobaczysz blagie, dziewczynki nagie!
Każda na wage, ma to co wisz.
Byle łamage i Babe Jage
U nasz się bierze pod żeberko i za kark.
Więc podnieś flage, weź na odwage i chodź na Prage
Pod lunapark
Jesteśmy z tamtej strony Wisły, z naprzeciwka.
Mamy swój fason i swój własny szyk.
Gdy nam na wódkę brak, lubimy popić piwka.
W tem nie dorówna nam warszawski żaden łyk
Ref: Rzuć bracie blage...
Nasz tam nie bawi żaden bejc i żadne radio.
Tylko harmonia, to instrument nasz.
A kiedy bracie tańczysz z naszą Leokadia,
To wtedy w łapie najmniej ze sto kilo masz!
Ref: Rzuć bracie blage...
Co do samej piosenki, „Chodź na Pragę” to przebój z rewii „Uśmiech Warszawy” wystawionej w 1930 r. w Morskim Oku, w której trójkę łobuzów zagrali: Janina Sokołowska, Stanisława Nowicka i Władysław Walter.
Warszawski humor, scenki obyczajowe... jak tu nie lubić tej piosenki? Słowa napisał Tadeusz Stach, a muzykę skomponował Artur Gold. Wymieniony w refrenie Luna Park „100 pociech” powstał na terenie Parku Praskiego w 1930 r., ale o nim oddzielny wpis w następnym tygodniu. :)
U nas na Pradze są rozrywki kurtularne,
Ale najlepszy w Parku Praskim – lunapark
U nasz się tańczy tylko tanga popularne
Z dziewczyną, co ma czerwień buraczkowych warg.
Ref: Rzuć bracie blage i chodź na Prage
Weź grube lage, melonik tyż
Zobaczysz blagie, dziewczynki nagie!
Każda na wage, ma to co wisz.
Byle łamage i Babe Jage
U nasz się bierze pod żeberko i za kark.
Więc podnieś flage, weź na odwage i chodź na Prage
Pod lunapark
Jesteśmy z tamtej strony Wisły, z naprzeciwka.
Mamy swój fason i swój własny szyk.
Gdy nam na wódkę brak, lubimy popić piwka.
W tem nie dorówna nam warszawski żaden łyk
Ref: Rzuć bracie blage...
Nasz tam nie bawi żaden bejc i żadne radio.
Tylko harmonia, to instrument nasz.
A kiedy bracie tańczysz z naszą Leokadia,
To wtedy w łapie najmniej ze sto kilo masz!
Ref: Rzuć bracie blage...
czwartek, 23 lipca 2015
Czasem w upalny dzień, gdy cień panujący w podwórzu kamienicy zbyt mocno kontrastuje z błękitem nieba wiszącym nad głową, a słońce muska jedynie gzymsy u szczytu podwórza warto wyjść przez bramę na rozświetloną latem ulicę. Jak mocno musi uderzać w oczy blask jasnych fasad, które w blasku słońca wydają się wręcz świecić światłem tak odmiennym od tego panującego w półmroku bram! Takie wrażenie mogli mieć i nadal mogą mieszkańcy kamienic przy jednej z najciekawszych ulic Warszawy, która w swym krótkim biegu zachowała tak wiele z przedwojennego miasta. Mowa o ulicy Próżnej znajdującej się w Śródmieściu Północnym i wchodząca w swej zachodniej części w niezwykle klimatyczny Plac Grzybowski. Próżna swą nazwę otrzymała w 1770 roku. Wzięła się ona stąd, że początkowo biegła wśród ogrodów i brakowało przy niej zabudowy.
W 1880 roku została przebita do Placu Grzybowskiego po uprzednim rozebraniu kamienicy Adolphów, która stała w miejscu obecnego zachodniego wylotu ulicy. W tamtych latach nastąpiła również intensywna rozbudowa ulicy, której owocem stały się wysokie kamienice. W nieistniejącej już kamienicy pod numerem 10 mieściło się amerykańskie towarzystwo International Bell Telephone, które otrzymało od rządu rosyjskiego 20- letnią koncesję na budowę i eksploatację sieci telefonicznej w Warszawie. W tym miejscu mieściła się również pierwsza w Warszawie centrala telefoniczna. Pod koniec XIX wieku na Próżnej intensywnie rozwijał się handel, szczególnie metalurgiczny, co miało związek z bliskością ulicy Marszałkowskiej i Placu Grzybowskiego. Również tym okresie na Próżnej zamieszkało wiele ludności żydowskiej. Wraz z nadejściem wojny ulica dzieliła ponure czasy okupacji z całym miastem. Jeszcze w 1939 roku część zabudowy ulicy spłonęła. W 1940 roku zachodnia część ulicy znalazła się na terenie getta, ale została z niego wyłączona kilka miesięcy później. Podczas powstania warszawskiego między kamienicami 9 i 14 wyrosła barykada zamykająca wylot Próżnej na Plac Grzybowski. W 1944 roku zniszczeniu uległa większość zabudowy środkowej i wschodniej części ulicy.
Przy obecnej Próżnej zachowały się cztery kamienice pod numerami 7, 9, 12 i 14. Jedną z ciekawostek jest to, że w kamienicy pod prawdopodobnie numerem 12 mieściła się siedziba Spółdzielni Pracy "Woreczek" będąca przykrywką dla organizacji przestępczej kierowanej
przez Filipa Merynosa, opisanej przez Leopolda Tyrmanda w powieści Zły. Jednak kamienice, które przetrwały wojnę w niezłym stanie, w wyniku barbarzyńskiej działalności prowadzonej na polecenie Gomułki w latach 60-tych zostały ogołocone ze wszelkich zdobień i doprowadzone do ruiny. Ulica jeszcze do niedawna sprawiała wrażenie jakby wojna skończyła się wczoraj...
Jednak w ostatnich latach dzięki współpracy miasta i
prywatnych inwestorów udało się przywrócić ulicy dawną świetność. Przywrócono
elewacje trzem z czterech kamienic, a asfalt zastąpiono starobrukiem. Teraz
przechadzając się Próżną w słoneczny dzień możemy odnieść wrażenie, ze ta ulicy
świeci własnym blaskiem. Świeżo odremontowane fasady doskonale odnajdują się w
słonecznych promieniach i pozwalają pomarzyć, że to nie tylko blask słońca, ale
również światło przeszłości, które świecić będzie dłużej niż trwa dzień...
wtorek, 21 lipca 2015
czwartek, 16 lipca 2015
Czy każdy lubi wycieczki? Pewnie większość z nas odpowiedziałaby, że tak. Wycieczki w nieodkryte miejsca pozwalają nam oderwać się od codzienności, którą znamy aż za dobrze i poznać inny świat, który zawsze pozostawia w nas swoją cząstkę. A jeśli wycieczka wydaje się zbyt banalna, zbyt oczywista, a jej cel zbyt łatwy do przewidzenia wówczas wybieramy się na wyprawę. Wyprawa zawsze przyniesie nam ten dreszczyk emocji i tą ekscytująca niepewność tego, co czeka na jej końcu. Wyprawy zawsze kojarzą się z miejscami zgoła niedostępnymi na co dzień, z miejscami do których dostanie się wymaga większej odwagi i sprawności, a i same miejsca muszą być niecodzienne i najczęściej oddalone od cywilizacji. Jak dużym zaskoczeniem może okazać się fakt, że wyprawę można zorganizować w samym środku tętniącej życiem Warszawy, że można ją zorganizować do wnętrza podwórzy przedwojennej kamienicy...?
Kamienica zbudowana dla Arona Oppenheima przez architekta Leona Stanisława Drewsa została ukończona przed rokiem 1914. Jej fasadę znamionuje wczesny modernizm z oszczędnie rozrzuconymi płaskorzeźbami o humorystycznej tematyce. Kamienica jest ogromna. Jej siedem kondygnacji pnie się ku niebu i w bardziej pochmurne, mgliste dni szczyt kamienicy zdaje się niemal zatapiać w chmury. W części frontowej zlokalizowane zostały luksusowe mieszkania, w których poza wieloma pomieszczeniami nierzadko mieściła się sala bankietowa. W dalszej części kamienicy w oficynach mieściły się już mniejsze mieszkania adresowane do uboższych mieszkańców. Kamienica posiada aż trzy podwórza- studnie, co jest śródmiejskim unikatem. Jednym z najbardziej znanych mieszkańców kamienicy był Dawid Przepiórka, pierwszy oficjalny mistrz Polski i wicemistrz świata w szachach. W jego mieszkaniu mieścił się niezwykle cenny księgozbiór z zakresu matematyki i gier w szachy...
Otwieramy drzwi do bramy. Wita nas powietrze dość duszne, gdyż na zewnątrz ulica rozgrzana jest słońcem. Drzwi zamykają się i gwar ulicy przycicha nieco. Idziemy bramą o dość prostym wystroju. Wszak kamienica jest modernistyczna. Niski sufit bramy kończy się nagle i nad nami otwiera się prawdziwa przestrzeń. Wchodzimy na pierwsze podwórze i od razu doznajemy wrażenia jakbyśmy weszli gdzieś głęboko, a świat, z którego przyszliśmy pozostał daleko w górze. Wysokie na siedem kondygnacji ściany otaczają nas z czterech stron i dają poczucie jakbyśmy znaleźli się w autentycznej studni, a wypukłe kształty ścian wciągają nas w dół niczym wir. Dźwięki nieco wydłużają się przez specyficzne echo panujące w tym miejscu. Na środku podwórza stoi kapliczka, przy której warto przystanąć na chwilę tak jak czynili to mieszkańcy tego domu w ponurych czasach okupacji. Po chwili udajemy się dalej, Wchodzimy w kolejną bramę, już nieco węższą. Po chwili naszym oczom ukazuje się drugie podwórze. Jest mniejsze od pierwszego. Niebo zwęża się do kształtu mniejszego prostokąta, a ciemnobrązowa barwa ścian nasuwa skojarzenia głębokiej jaskini. Cel wyprawy jest nieco dalej, więc przesuwamy się trzecią bramą całkiem już ciasną do ostatniego podwórza. Niczym w głębokiej grocie robi się chłodno, a słońce ukrywa się już na dobre za grubymi murami. Hałas ulicy cichnie zupełnie. Jesteśmy u celu. Trzecie podwórze jest ciasne i mroczne, chłodne i ciche, Miasto pozostało za nami. W tej krainie wiecznego cienia jesteśmy tylko my i ponad stuletnie mury, które tak jak my stoją niewzruszone i obojętne na rozgrzane słońcem, ruchliwe miasto. Ono jest na zewnątrz. Daleko.
środa, 15 lipca 2015
piątek, 10 lipca 2015
Jak często stawiamy przed sobą cele, tym mocniej pragniemy, aby droga do ich realizacji była pozbawiona przeszkód i jasna, byśmy nigdy nie zbłądzili pośród ciemnych zakamarków życia.
Mając przed sobą jasną drogę dobrze wiemy, że cel przez nas obrany ma szansę realizacji i zyskujemy motywację, by doprowadzić go do końca. A co z nazwami? Czy nazwa może sprawić, że wchłoniemy cały jej przekaz, zrozumiemy ją i będziemy postępować według wartości w niej zawartych? Okazuje się, że każdy element świata nas otaczającego może okazać się motywujący, gdy tylko weźmiemy sobie do serca wszystkie wartościowe elementy, które kryją się nawet tam, gdzie się ich zupełnie nie spodziewamy. Myślę, że tezę tą mógłby potwierdzić Dawid Lange, gdybyśmy tylko potrafili cofnąć się ponad sto lat wstecz, gdyż kamienica przy Jasnej 10, którą zaprojektował jest dowodem na to, że Jasna droga do sukcesu może przynieść zachwycające efekty. Kamienica została zaprojektowana dla Maksymiliana Harczyka, a jej budowę ukończono około roku 1904. Jak przystoi na tamte czasy reprezentuje ona styl eklektyczny z wyraźnymi ukłonami w kierunku secesji. Fasada kamienicy jest zróżnicowana, bogata w secesyjne roślinne zdobienia, a każde piętro charakteryzuje różniący się nieco wystrój. Ostatnia kondygnacja ma charakter mansardowy i zdobią ją rzeźby kobiecych głów, maski i girlandy kwiatowe. Istotną informacją jest, że dom ten jest jedynym w całości zachowanym budynkiem z tamtego okresu w tej części miasta.
Przed wojną znajdowały się tu jedne z najlepszych adresów Warszawy. Zaledwie trzy lata wcześniej, bo w 1901 roku po drugiej stronie ulicy wzniesiono Filharmonię Warszawską, której bezpośrednie sąsiedztwo z pewnością nadawało splendoru kamienicy pod numerem 10. Jakże pięknym musiało być uczucie wychylenia się przez okno mieszkania od strony ulicy w ciepły letni wieczór i wsłuchanie się w odgłosy Warszawy, przez które choćby nawet na chwilę przebiły się melodyjne dźwięki koncertu, który akurat odbywał się w Filharmonii. A i mieszkania w tej kamienicy były co najmniej przednie. Każdy z apartamentów liczył po sześć, siedem pokoi podczas gdy w całym domu do czasu wybuchu wojny mieszkało zaledwie 12 osób. Można tylko wyobrazić sobie jaki był to luksus w ówczesnej Warszawie walczącej z przeludnieniem.
Samą wojnę kamienica przetrwała bez druzgoczących zniszczeń przez co możemy podziwiać ją w pełnej krasie do dziś. Niestety jak każdy warszawski dom, który przetrwał koszmar wojny tak i ten ma swój smutny epizod w historii. W czasie powstania kamienicę trafił pocisk zapalający, który zniszczył bramę, jedno z mieszkań i odebrał życie 35 osobom, które ukrywały się w bramie. Po wojnie na mocy przestępczego dekretu Bieruta kamienica została upaństwowiona, co doprowadziło do dewastacji fasady, której dawną świetność przywrócono dopiero ostatnimi czasy. Jak ponad sto lat temu Dawid Lange mógł patrzeć na swoje dzieło tak i my możemy to uczynić teraz. Kamienica przy Jasnej obrazuje dobitnie, że każdy cel może zostać osiągnięty i przynieść najlepsze rezultaty, jeśli tylko damy się ponieść wyobraźni i odnajdziemy do niego jasną drogę.
środa, 8 lipca 2015
wtorek, 7 lipca 2015
sobota, 4 lipca 2015
czwartek, 2 lipca 2015
Pewnie każdemu zdarzyło się choć raz po upalnym dniu wyjść na wieczorny spacer, by schłodzić rozgrzane ciało i uspokoić rozpędzone myśli. Można odnieść wtedy wrażenie, jakbyśmy przenosili się do innej rzeczywistości, a dwa światy, które odwiedzamy rozdzielały niematerialne wrota. Gdy nocne niebo pokryje się gwiazdami staje się bramą, którą możemy poprowadzić nasze marzenia wprost do pięknych wnętrz naszego umysłu, a fasadę rozgrzanego upałem dnia pozostawić na zewnątrz- we wspomnieniach. Najbardziej niewiarygodne jest to, że każde rozważania ocierające się o granice filozofii można potraktować jako opis warszawskiej kamienicy. W powyższym przypadku można go zastosować opowiadając o kamienicy pod numerem 22 stojącej przy jednej z najpiękniejszych ulic Warszawy- Alejach Ujazdowskich. Dom ten został zbudowany przez Władysława Ławrynowicza w 1895 roku według projektu Józefa Piusa Dziekońskiego. Reprezentuje styl neogotycki, z którego wywodzi się największa jej zaleta- przepiękna fasada inspirowana architekturą pałaców weneckich, która powstała na fali poszukiwań tzw. stylu narodowego. Fasada została wykonana z cegły ceramicznej z zakładów Granzowa w Kawęczynie. Gdy patrzymy na front kamienicy możemy oczami wyobraźni ujrzeć na niej całą energie upalnego dnia z różnymi odcieniami słońca, rozgrzanego świata i zacienionymi miejscami niosącymi ulgę żyjącym na nim istotom. Słońce rozpala świat, który opiera się mu w całej swej różnorodności tak jak różnorodne są zdobienia elewacji. Ale tak jak każdy upalny dzień w końcu zbliża się do końca tak i my możemy zbliżyć się do kamienicy i wejść w jej chłodną bramę, by poczuć klimat wieczoru. Gdy tylko przekroczymy drzwi naszym oczom ukaże się wnętrze bramy, której krzyżowe sklepienie nasuwa skojarzenia z wieczornym niebem i gwiazdozbiorem, który to niebo ozdabia. Zamykając za sobą drzwi nie widzimy już rozgrzanej słońcem, ceglanej fasady, lecz przenosimy się kilka godzin do przodu, by móc odetchnąć chłodem kamienicznych murów i móc wpatrywać się w gwiazdozbiór wyrzeźbiony na suficie. Czasem wystarczy tylko kilka kroków, by znaleźć się w innej czasoprzestrzeni, lecz rozpędzeni pośpiechem dnia codziennego nie potrafimy często zwolnić przed nadejściem nocy. Klatka schodowa kamienicy Ławrynowicza wyłożona jest żółto- szarymi kafelkami, a drzwi do mieszkań pomalowane są na kolor kremowo- żółty przez co idąc po schodach można poczuć atmosferę wczesnych godzin wschodzącego dnia. Dodatkowo każde piętro wzbogaca wyrzeźbiona w ścianie biała nisza, która nadaje wnętrzom elegancji. Każdy dzień budzi się, rozkwita, a potem zanika. Noce czasem bywają zbyt długie, a czasem za krótkie w zależności jak wiele życia w nich zawrzemy. Mimo to cały ten proces by mógł wypełnić się w całości potrzebuje 24 godzin. W kamienicy przy Alejach Ujazdowskich 22, by poczuć energię doby wystarczy tylko kilka kroków...
Subskrybuj:
Posty (Atom)