czwartek, 16 lipca 2015

Czy każdy lubi wycieczki? Pewnie większość z nas odpowiedziałaby, że tak. Wycieczki w nieodkryte miejsca pozwalają nam oderwać się od codzienności, którą znamy aż za dobrze i poznać inny świat, który zawsze pozostawia w nas swoją cząstkę. A jeśli wycieczka wydaje się zbyt banalna, zbyt oczywista, a jej cel zbyt łatwy do przewidzenia wówczas wybieramy się na wyprawę. Wyprawa zawsze przyniesie nam ten dreszczyk emocji i tą ekscytująca niepewność tego, co czeka na jej końcu. Wyprawy zawsze kojarzą się z miejscami zgoła niedostępnymi na co dzień, z miejscami do których dostanie się wymaga większej odwagi i sprawności, a i same miejsca muszą być niecodzienne i najczęściej oddalone od cywilizacji. Jak dużym zaskoczeniem może okazać się fakt, że wyprawę można zorganizować w samym środku tętniącej życiem Warszawy, że można ją zorganizować do wnętrza podwórzy przedwojennej kamienicy...?

Kamienica zbudowana dla Arona Oppenheima przez architekta Leona Stanisława Drewsa została ukończona przed rokiem 1914. Jej fasadę znamionuje wczesny modernizm z oszczędnie rozrzuconymi płaskorzeźbami o humorystycznej tematyce. Kamienica jest ogromna. Jej siedem kondygnacji pnie się ku niebu i w bardziej pochmurne, mgliste dni szczyt kamienicy zdaje się niemal zatapiać w chmury. W części frontowej zlokalizowane zostały luksusowe mieszkania, w których poza wieloma pomieszczeniami nierzadko mieściła się sala bankietowa. W dalszej części kamienicy w oficynach mieściły się już mniejsze mieszkania adresowane do uboższych mieszkańców. Kamienica posiada aż trzy podwórza- studnie, co jest śródmiejskim unikatem. Jednym z najbardziej znanych mieszkańców kamienicy był Dawid Przepiórka, pierwszy oficjalny mistrz Polski i wicemistrz świata w szachach. W jego mieszkaniu mieścił się niezwykle cenny księgozbiór z zakresu matematyki i gier w szachy...

Otwieramy drzwi do bramy. Wita nas powietrze dość duszne, gdyż na zewnątrz ulica rozgrzana jest słońcem. Drzwi zamykają się i gwar ulicy przycicha nieco. Idziemy bramą o dość prostym wystroju. Wszak kamienica jest modernistyczna. Niski sufit bramy kończy się nagle i nad nami otwiera się prawdziwa przestrzeń. Wchodzimy na pierwsze podwórze i od razu doznajemy wrażenia jakbyśmy weszli gdzieś głęboko, a świat, z którego przyszliśmy pozostał daleko w górze. Wysokie na siedem kondygnacji ściany otaczają nas z czterech stron i dają poczucie jakbyśmy znaleźli się w autentycznej studni, a wypukłe kształty ścian wciągają nas w dół niczym wir. Dźwięki nieco wydłużają się przez specyficzne echo panujące w tym miejscu. Na środku podwórza stoi kapliczka, przy której warto przystanąć na chwilę tak jak czynili to mieszkańcy tego domu w ponurych czasach okupacji. Po chwili udajemy się dalej, Wchodzimy w kolejną bramę, już nieco węższą. Po chwili naszym oczom ukazuje się drugie podwórze. Jest mniejsze od pierwszego. Niebo zwęża się do kształtu mniejszego prostokąta, a ciemnobrązowa barwa ścian nasuwa skojarzenia głębokiej jaskini. Cel wyprawy jest nieco dalej, więc przesuwamy się trzecią bramą całkiem już ciasną do ostatniego podwórza. Niczym w głębokiej grocie robi się chłodno, a słońce ukrywa się już na dobre za grubymi murami. Hałas ulicy cichnie zupełnie. Jesteśmy u celu. Trzecie podwórze jest ciasne i mroczne, chłodne i ciche, Miasto pozostało za nami. W tej krainie wiecznego cienia jesteśmy tylko my i ponad stuletnie mury, które tak jak my stoją niewzruszone i obojętne na rozgrzane słońcem, ruchliwe miasto. Ono jest na zewnątrz. Daleko.













Brak komentarzy:

Prześlij komentarz